Wielu ludziom wydaje się, że konie, które ciężko pracowały w szkółkach jeździeckich kończy swoje życie na zielonych łąkach, a właściciel dba o nie najlepiej jak potrafi. Nic bardziej mylnego. Większość z tych koni po prostu znika. Często już po sezonie, bo przecież zwierzę trzeba wykorzystać i wyeksploatować do końca. Później konia zabiera handlarz, a właściciel opowiada ckliwe historie, o tym jak bardzo starał się znaleźć wspaniały dom dla konia. Wkrótce przerażone zwierzę wyrusza w ostatnią drogę. I ma szczęście jeśli trafia do rzeźni w Polsce. W innym wypadku jego podróż trwa 90 godzin – tyle czasu jedzie transport do Włoch. Konie kulawe, czy chore nie docierają na miejsce żywe – umierają w okropnych cierpieniach, przydeptywane przez swoich towarzyszy.
Z toruńskiej stajni zniknął bez wieści jeden z koni. Właścicielka unikała odpowiedzi na pytanie o to, gdzie trafił. Dociekliwi użytkownicy stajni odszukali ulubionego przez nich Kubusia. Smutny, przerażony, kulawy, z wygolonymi nogami i porażonym, rozciętym na dwoje językiem, starszy już łaciaty Kubuś trafił do handlarza. W tym biznesie liczy się tylko kasa…Kilka osób trzymających własne konie w owej stajni zorganizowało ekspresową zbiórkę pieniędzy. W ostatnim momencie wykupili Kubusia. Tak trafił do fundacyjnej stajni.
Kuba przyjechał do nas z biegunką i wyraźną kulawizną. Przez pierwsze dni był bardzo smutny i apatyczny. Wizyta lekarza potwierdziła, że stary koń jest wyeksploatowany do granic możliwości. Na tym koniu od dawna nie można było jeździć. Zerwane ścięgno oraz stany zapalne w stawach sprawiają mu niewyobrażalny ból i wykluczają konia z jazdy.
Gdyby nie reakcja ludzi, którym nie jest obojętny los zwierzęcia – Kuba byłby dziś kawałkiem mięsa. Były właściciel zapewne kupi sobie nowego konia i za jakiś czas historia zatoczy koło…