W czerwcu, w zaciszu małej wsi w południowej Polsce rozegrała się kolejna końska tragedia…
Dionizy urodził się z przykurczem ścięgna. Nie mógł wstać o własnych siłach. Gospodarz wezwał więc weterynarza. Przyjechało dwóch lekarzy, jeden z nich zalecił operację, jako jedyny ratunek dla konia. Opcja ta wydała się jednak gospodarzowi za droga…Drugi lekarz polecił masować przez 3 dni kończynę, może się coś zmieni…
Gospodarz nie dość, że nie masował, to jeszcze nie dokarmiał małego źrebaczka, mimo, że ten nie dosięgał do piersi matki. Maluch męczył się tak przez kilka dni i nikt nie wiedział o horrorze jaki przechodził zarówno on jak i zrozpaczona matka, która bezustannie rżała wołając o pomoc dla swojego dziecka…
Po tygodniu właściciel stwierdził, że jednak sam sobie z tym problemem nie poradzi. Powiadomił naszą wolontariuszkę, która mieszka w sąsiedniej wsi. Kiedy przyjechała na miejsce źrebak był już w agonii. Noga nie była przykurczona, ale rozszarpana! Kopyto trzymało się na jednym więzadle, a na wierzchu sterczała kość! Nie wiemy jak to się stało, być może matka stanęła mu na nogę, może niefortunnie próbował wstać…w każdym razie było to paskudne złamanie otwarte.
Natychmiast zorganizowaliśmy transport. Klacz pojechała razem z Dionizym prosto do szpitala, gdzie przyjęto ją od ręki. Kiedy byli już tylko 5 km od Gliwic stało się najgorsze… Całkowicie odwodniony i przemęczony Dionizy nie wytrzymał…odszedł w strasznym bólu i cierpieniu i to właśnie było dla nas najgorsze…Klacz dostała całkowitej histerii, a my nie mogliśmy już nic dla nich zrobić. Nasza pomoc przybyła za późno…
Ile jeszcze czasu minie, zanim zmieni się mentalność ludzi na wsi? Ile jeszcze koni zginie w cierpieniu i czy to się w ogóle kiedyś skończy? Tego nie wiemy, ale na pewno należy z tym walczyć!
Współpracujemy wiele lat ze Szpitalem dla koni w Gliwicach i mamy podstawy twierdzić, że z opieką lekarską najgorzej jest na południu Polski. Większość koni w stanie ciężkich kolek, lub złamań, zamiast do szpitala, trafia na ubój sanitarny. Gospodarze dostają za takiego konia marne grosze, a ileż on musi się nacierpieć zanim załadują go rannego na naczepę i dowiozą do ubojni?
Niektórzy skracają cierpienie konia na własną rękę, zazwyczaj w niehumanitarny sposób. Świadkiem takiego właśnie zdarzenia był jeden z lekarzy szpitala. Został wezwany do kolki u klaczy ze źrebakiem. Na ratunek było już za późno, kobyła była w tak ciężkim stanie, że należało ją uśpić. Kiedy lekarz wyszedł do samochodu po zastrzyk, gospodarz zarąbał klacz na oczach źrebaka siekierą, żeby nie płacić za uśpienie!!!
Pamiętajcie! Nie zwlekajcie z leczeniem Waszych koni, bo potem może być na to za późno!
Nie przechodźcie obok tragedii zwierząt obojętnie, miejcie oczy szeroko otwarte. Zaniechanie obowiązku opieki weterynaryjnej to także przestępstwo. Alarmujcie wtedy odpowiednie instytucje, to może uratować komuś życie. Więcej na ten temat możecie przeczytać tutaj, oraz w najnowszym wydaniu gazety ”Świat Koni”, gdzie ukaże się artykuł o naszej klaczy Miszce, która dzięki ingerencji lekarzy, cudem uniknęła śmierci.