Kokos zapowiadał się bardzo dobrze jako koń sportowy. Taki koń potrzebuje odpowiedniego treningu. Regularnie. Niestety nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej – trafiał z rąk do rąk. W końcu stał się nerwowy i nadpobudliwy. Tak znalazł się u handlarza. O dziwo handlarz znalazł na niego kupca i tak zamiast do rzeźni trafił do przyjaznej stajni. Po dwóch latach Kokos poczuł się w nowym domu bezpiecznie, odzyskał spokój i zaufał swoim właścicielom. Ci jednak odsprzedali go dalej, do szkółki jeździeckiej.
Tam życie konia nie było lekkie – szczególnie w sezonie letnim, kiedy zaczynały się „obozy w siodle”. Kokos pracował ciężko, czasami po kilka godzin dziennie. I z pewnością pracowałby dalej, gdyby nie to, że wielokrotnie zrzucił jeźdźca. Okazało się, że przyczyną tych niefortunnych wypadków nie był jego butny charakter, a problemy z kręgosłupem. Takie są skutki zbyt wczesnego ujeżdżania koni. Zmiany w kręgosłupie postępują z czasem i często są nieodwracalne.
Kokos nie mógł dłużej pracować w ośrodku jeździeckim. Weterynarz stwierdził, że koń nie szybko wróci do pracy. A w szkółkach jeździeckich nie ma miejsca dla koni, które nie pracują. Na przysłowiową miskę owsa trzeba zarobić. Kokos już nie zarobi na swoje utrzymanie, dlatego postanowiono go sprzedać.
Historia Kokosa zatoczyła koło – znowu trafi do stajni handlarza. Jednak tym razem szanse, że ktoś go stamtąd wykupi są nikłe. Kontuzjowany koń nie ma szans na nowy dom. Kokos potrzebuje odpoczynku i fachowej opieki medycznej. Ma szanse na powrót do zdrowia, ale trzeba mu w tym pomóc. Oczywiście o wielogodzinnym chodzeniu pod siodłem nie ma mowy.
Jak zawsze chodzi o czas i o pieniądze. Jeśli do końca marca zdobędziemy 3300 złotych na wykupienie Kokosa, będziemy mogli dać mu czas na rekonwalescencję. Dlatego po raz kolejny zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. Damy mu najlepszą opiekę w naszej fundacyjnej stajni.