Power nie może sam opowiedzieć nam swojej historii. Poznajemy ją słuchając opowieści od Pani Marty, która na Powerze uczyła się sztuki jeździectwa, i która bardzo chciała uratować mu życie. Niestety wszystko legło w gruzach, gdy właściciel się rozmyślił i wycofał z danego wcześniej słowa!
Kiedy młody Power trafił do szkółki jeździeckiej był zdrowym koniem. Przez wiele lat woził na swoim grzbiecie dzieci i dorosłych. Pracował na swoje utrzymanie. Ale kiedy jego nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa okazało się, że nie ma dla niego miejsca w stajni. Taki los spotyka większość kontuzjowanych koni, które ciężko pracują na swój byt w stadninach.
Właściciel postanowił sprzedać Powera handlarzowi, a ten miał wywieźć go do rzeźni. Pani Marta postanowiła go odkupić i zabrać go jak najszybciej z miejsca, w którym jego czas się skończył. Miała go spłacać w ratach, ponieważ nie jest w stanie zapłacić od razu całości. Ustalili, że zapłaci 5 rat po 700 złotych. Niestety tuż przed wpłatą pierwszej raty właściciel się rozmyślił. Chce całość kwoty z końcem listopada. W przeciwnym razie Powera zabiera handlarz. Nie ma tu już dla niego miejsca i nie ma też tyle czasu. Chce pozbyć się konia do końca miesiąca. Noga Powera puchnie coraz bardziej, a on nie chce inwestować w leczenie. Nie chce poświęcać ani pieniędzy, ani swojego czasu dla konia, “z którego i tak już nic nie będzie”. Opieka nad Powerem wymaga czasu, cierpliwości i pieniędzy, a on nie może mu tego dać. Dlatego postanowił się pozbyć problemu. Szybko, bez zbędnego zawracania głowy, z gotówką na rękę. Dla handlarza kontuzja nie stanowi problemu. Liczy się waga konia i żeby jak najwięcej na nim zarobić.
Po długich negocjacjach przekonaliśmy właściciela, aby odsprzedał nam Powera. Niestety nie chce się zgodzić na czas dłuższy niż do 5 grudnia. Mamy więc bardzo mało czasu, ale nadzieja jest. Wycenił życie Powera na 3400 złotych. Musimy zdążyć! To wspaniały i mądry koń. Posłuszny i bardzo ufa człowiekowi. Nawet temu, dla którego jego życie nic nie znaczy…