Kilka dni temu otrzymaliśmy zgłoszenie o małym, chorym źrebaczku, na drugim końcu Polski, który wymaga natychmiastowej pomocy. Koń nie mógł wstać o własnych siłach, a dla takiego malucha oznacza to niechybną śmierć. Nemo, bo tak mu daliśmy na imię, przyjechał do nas ze Stargardu Szczecińskiego. Wymościliśmy mu słomą jedną stronę przyczepki i na leżąco dojechał aż pod samą Warszawę.
Konik ma dopiero dwa miesiące a już musiał opuścić mamę. Wymaga specjalistycznej opieki. Karmimy go mlekiem z butelki, podnosimy go żeby mógł wyjść na padok. Nemo ma usztywniony zad. Codziennie masujemy i rozciągamy jego mięśnie i stawy. Po kilku dniach odpoczynku i oględzin weterynarzy, zabraliśmy go do Szpitala dla koni na Służewcu. Niestety nikt nie wie co mu jest…
Nemo prawdopodobnie urodził się z taką wadą, nie jest to uraz mechaniczny. Na początku diagnoza brzmiała tak: hipoplazja rzepek- czyli nie wykształcenie się stawów kolanowych . Jakkolwiek strasznie to zabrzmiało najważniejsze, że da się zoperować, jest więc nadzieja…Potem okazało się, że to któryś mięsień lub ścięgno jest przykurczone i trzeba będzie je naciąć. Weterynarze niestety nie wiedzą które…Lekarze chcą jeszcze wykluczyć ostre powikłania po źrebięcej grypie…
Nemo nadal jest w szpitalu. Każdego dnia przyjeżdża do niego nasz zaprzyjaźniony przewoźnik i zarazem wolontariusz, który transportował malucha i opiekował się nim przez pierwszych kilka dni. Nemo jest tak towarzyski, że nie pozwalał nikomu odejść na krok. Kiedy zostawał sam nasłuchiwał najmniejszych oznak obecności człowieka i rżał w niebogłosy. Zamiast towarzystwa innych koni wolał chodzić po ogródku, bawić się z psami i zaczepiać domowników. Potem jednak odkrył nowego przyjaciela – Datysa.
Datys jest dla Nemo i dla wszystkich nas doskonałym przykładem, że nigdy nie należy się poddawać. On także był w beznadziejnej sytuacji. Kiedy przyjechaliśmy po niego do Oświęcimia, nie był w stanie wstać o własnych siłach. Potężne zwyrodnienia stawów sprawiały mu niewyobrażalny ból. Lekarze w szpitalu w Gliwicach przez pół roku walczyli o to aby mógł chodzić i udało się. Dzięki fachowej opiece i ogromnej trosce wstawanie i chodzenie nie sprawia mu już bólu. Ba, teraz potrafi nawet bryknąć!
Powstała więc nam mała enklawa końskiego szczęścia i nieszczęścia zarazem. Cała rodzina, zarówno końska jak i ludzka robiła co mogła żeby wspierać Nemo i zastąpić mu mamę. Teraz, kiedy jest w szpitalu, czuje się trochę samotny i obraził się na swojego pana, że go tam zostawił. Same odwiedziny i masaże najwyraźniej nie wystarczą. Nemo tęskni za swoją nową rodziną. Niestety nikt nie wie kiedy do nich wróci…
Prosimy Was o wsparcie w leczeniu źrebaczka. Konik przyjechał do nas z bardzo daleka, jego pobyt w szpitalu i leczenie do dnia dzisiejszego to koszt ok. 500zł + 1500 zł za transport. Niestety badania trwają, rehabilitacja jest w toku, a być może czeka go nawet operacja. Trzymamy kciuki za Nemo, marzymy o tym aby udało się go uratować. Jest taki pogodny i wesoły. Widać w nim ogromną wolę życia wierzymy więc, że się uda.
UWAGA – Nemo nie udało się uratować…