Nasza fundacja znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, dlatego zwracamy się do Was z prośba o pomoc w leczeniu dwóch uratowanych koni.
Historia Roski jest Wam już znana, opisywaliśmy ją niedawno na łamach naszej strony. Klacz nadal wymaga leczenia. Dlatego, dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionych weterynarzy i kowali, poddaliśmy Rosę kolejnym fachowym zabiegom, które przyspieszą gojenie się kopyta.
Pod koniec kwietnia Rosa pojechała na sympozjum weterynaryjno- kowalskie do Walewic. Na miejscu odbył się blok szkoleń polskich i zagranicznych weterynarzy i podkuwaczy. Nogę Rosy obejrzeli więc najlepsi specjaliści w swej dziedzinie. Z powodu długotrwałego leczenia i bolesności w kopycie, Rosa wymagała premedykacji do przeprowadzenia zabiegów kowalskich. Najpierw więc klacz została znieczulona, a następnie kopyto rozkuto, wywerkowano i założono opatrunki. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rosa natychmiast przestała kuleć, wygląda więc na to, że ten koszmar mamy już za sobą. Teraz musimy tylko zmieniać klaczy opatrunki i dbać o czystość w boksie i Rosa będzie zdrowa jak koń! Niestety mocno nadszarpnęliśmy nasz budżet….
Bardzo nas martwi fakt, że na tegoroczne wpływy z 1% musimy czekać aż do sierpnia, albo nawet do września! Do tego czasu utrzymanie 20 koni, którymi się opiekujemy, będzie dla nas naprawdę ogromnym wyzwaniem.
W najbliższych dniach czeka nas kolejny duży wydatek. Po kilku miesiącach leczenia ze Szpitala dla Koni na SGGW w Warszawie, odbieramy naszą podopieczną Victorię wraz z jej pięknym nowonarodzonym źrebaczkiem.
Victoria jest chora na flegmonę (ropne zapalenie tkanki łącznej, zwane inaczej ropowicą). To bardzo ciężka, nieuleczalna choroba, którą klacz mogła odziedziczyć po ojcu. Tego dowiedzieliśmy się dopiero w szpitalu, gdzie, jak się okazało, na tę samą chorobę leczono właśnie jej ojca. Zaskoczyła nas ta informacja, gdyż byliśmy przekonani, że flegmona to infekcja, czyli zakażenie bakteriami, które mogło powstać przez zaniedbanie nawet niewielkiej rany. Niestety choroba ta powoduje ogromną opuchliznę i nasza Victoria, przed leczeniem, wyglądała po prostu makabrycznie. Jej tylna kończyna była grubości nogi słonia! Klacz dodatkowo cierpiała z powodu świerzbowca, postanowiliśmy więc, że jej poród odbędzie się w szpitalu, pod okiem lekarzy.
Pewnej ciepłej, majowej nocy Victoria urodziła śliczną, zdrową gniadą klaczkę (dla której wciąż nie mamy imienia…) Kiedy klacz doszła już do siebie, lekarze mogli zoperować jej chorą nogę. Obie „panie” czują się teraz fantastycznie i są gotowe do powrotu ze szpitala. Konie trafią do nowego domu adopcyjnego, 100km od Warszawy, gdzie zajmie się nimi studentka weterynarii.
Wyznajemy żelazną zasadę, że jeśli podejmujemy się uratowania konia, który wymaga leczenia, to musimy zrobić wszystko co w naszej mocy aby mu pomóc. Chore konie mają najmniejszą szansę na uratowanie od rzeźni, dlatego najczęściej jesteśmy dla nich ostatnią deską ratunku. Jeśli jednak podejmujemy decyzję o wykupieniu takiego konia to bierzemy na siebie dużą odpowiedzialność, bo zawsze staramy się zapewnić mu fachową opiekę weterynaryjną.
Pokryliśmy już część kosztów kilkumiesięcznego pobytu Victorii w szpitalu. Musimy jednak opłacić jeszcze koszt operacji i leczenia klaczy. Łączna kwota do zapłacenia to 5 tysięcy złotych. Dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w leczeniu naszych podopiecznych. Będziemy wdzięczni za każdą, nawet najdrobniejszą kwotę. Wpłaty prosimy kierować na konto:
Fundacja
MRNRZ Viva! Bank DnB Nord 11 1370 1109 0000 1706 4838 7308
z dopiskiem: „Rosa” i „Victoria”.
Jednocześnie zachęcamy wszystkich miłośników koni, z okolic Warszawy i nie tylko, do odwiedzin naszych podopiecznych. Zapraszamy także tych, którzy nie mieli do tej pory do czynienia z końmi. Zobaczycie Państwo jak dużo frajdy może dać człowiekowi kontakt z tymi pięknymi zwierzętami.