Amerykanie, podobnie jak część Europejczyków, nigdy nie zajadała się koniną. A mimo to konie były i są zabijane na mięso. Do rzeźni na przestrzeni lat trafiały nie tylko konie hodowlane, ale też dzikie mustangi.
Konina jako tabu
Ameryka od początku kolonizacji nie potrzebowała mięsa końskiego. Z jednej strony Europejczycy przywieźli ze sobą tabu jedzenia mięsa końskiego, wywodzący się jeszcze z wczesnego Średniowiecza i zakazu wydanego przez papieża Grzegorza III, a z drugiej – w XVIII wieku Nowy Świat był miejscem mięsożernej obfitości. Nawet wojna domowa nie doprowadziła do wzrostu cen wołowiny, a innowacyjne metody w produkcji zwierząt na mięso, od transportu kolejowego po pakowanie i chłodzenie, jeszcze bardziej zwiększyły poczucie jego dostępności. Okresowe wzrosty cen wołowiny nigdy nie były też wystarczające, aby położyć koninę na amerykańskim talerzu.
Szybko mięso końskie uznano za nieamerykańskie. Dziewiętnastowieczne gazety obfitowały w upiorne relacje o jedzeniu mięsa końskiego w Starym Świecie. W tych narracjach mięso konia było pożywieniem ubóstwa, wojny, kryzysu społecznego i rewolucji – wszystkiego, co nowi migranci pozostawili daleko za sobą na Starym Kontynencie.
Konina w puszkach dla psów
W latach 90. XIX wieku w sposób niezamierzony rozwinął się przemysł zabijania koni na mięso. Wszystko przez skok technologiczny i pojawienie się pierwszych automobili. Era konia jako środka transportu dobiegła końca, a amerykańscy przedsiębiorcy zaproponowali, by niepotrzebne już konie zabijać, a ich mięso eksportować na Stary Kontynent. Jednocześnie chcieli gwarancji, że nie trafi ono na rynek rodzimy. Ale Europa nie zareagowała na te pomysły entuzjastycznie, tym bardziej, że na światło dzienne wypłynęły informacje o zabijaniu na mięso chorych zwierząt. Już w 1896 roku raczkujący rynek końskiego mięsa chylił się ku upadkowi. W Belgii zakazano sprzedaży amerykańskiego mięsa końskiego, a cena koni spadła tak drastycznie, że ich mięsem karmiono kurczęta, ponieważ było tańsze niż kukurydza.
Ceny wołowiny wzrosły dopiero, gdy podczas I wojny światowej była ona w puszkach wysyłana za granicę. Wówczas Amerykanie, z braku alternatyw, zaczęli jeść koninę. W 1919 roku Kongres upoważnił Departamentu Rolnictwa do przeprowadzania oficjalnych kontroli mięsa końskiego, ale Amerykanie porzucili jedzenie koniny kiedy tylko rynek wołowiny po wojnie się unormował. Koniec wojny oznaczał równocześnie kolejny spadek popytu na konie rasowe, które nie były już potrzebne na froncie zachodnim. Wówczas handlarz Philip Chappel, który na wojnę wysłał 117 000 koni wymyślił, w jaki sposób można wykorzystać mięso koni, którego Amerykanie nie chcieli znowu jeść. Tak postała Ken-L-Ration, pierwsza komercyjna karma dla psów z mięsa końskiego w puszkach. Jej sukces doprowadził do prawdopodobnie pierwszej na kontynencie amerykańskim bezpośredniej akcji w obronie zwierząt. Górnik Frank Litts dwukrotnie próbował wysadzić zakład pakowania w Rockford w stanie Illinois. Historię tę opisaliśmy tu.
Transport morski żywych koni
Po II wojnie światowej stare i chore konie były zabijane na niedrogie czerwone mięso dla konsumentów w Europie. Jednak spożycie mięsa końskiego nigdy nie było akceptowane w dietach mieszkańców Kanady, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych.
Żywe konie przed 1976 rokiem były transportowane ze Stanów Zjednoczonych statkami do ubojni w innych krajach. Transport morski był jednak związany z wysoką śmiertelnością zwierząt i złymi standardami opieki. Dlatego w 1976 roku wprowadzono przepisy, które zabraniały transportu żywych koni z USA na ubój do innych państw. W wyniku tego zagraniczne firmy zaczęły finansować powstawanie ubojni koni w Stanach Zjednoczonych, aby eksportować mięso na swoje rynki.
Amerykańskie rzeźnie koni
W efekcie pod koniec lat 80. XX wieku w Stanach Zjednoczonych istniało szesnaście ubojni koni, pozostających pod nadzorem inspekcji federalnej. Jednocześnie właśnie w latach 80. XX wieku podejście większości Amerykanów, dotyczące roli koni w społeczeństwie, zmieniło się ze zwierząt hodowlanych na zwierzęta towarzyszące. W związku z tym koniom zapewniano taką samą opiekę i przywileje, jak zwierzętom towarzyszącym, a praktyki powszechnie stosowane w hodowli zwierząt na mięso przestały być w odniesieniu do koni akceptowane społecznie.
W latach 90. XX wieku coraz więcej problemów, związanych z dobrostanem zwierząt, trafiało do amerykańskich mediów, dzięki organizacjom zajmującym się ochroną zwierząt. Były wśród nich kwestie dotyczące potrzeby humanitarnego traktowania koni sprzedawanych na ubój. Publikacje te wzbudzały silne emocje nie tylko wśród właścicieli koni czy ustawodawców, ale co najważniejsze – ogółu społeczeństwa. Szeroko opisywano historie młodych i zdrowych koni, dzikich mustangów lub źrebaków trafiających do ubojni. Nie bez znaczenia w tych publikacjach były skandaliczne warunki transportu: ogromne stłoczenie zwierząt w ciężarówkach, pozbawienie ich dostępu do pokarmu i wody, używanie do transportu koni ciężarówek z dwoma pokładami, które uniemożliwiały zwierzętom wyprostowanie się.