Przeciążenie
Kuban pracował w Morskim Oku od 2013 roku. Został wycofany z pracy po 2 latach, ponieważ „utykał na nogę”. Hortex miał 7 lat i zaczynał pracę razem z Kubanem. W 2015 roku nagle okazało się, że „gdy padał deszcz, to bał się peleryn i parasoli”. Wycofano go z pracy. Lacky pracował na trasie od 2012 roku. Teraz miałby 8 lat. Nie żyje – został „skierowany do UBOJU ze względów medycznych”. W rzeźni ubito też Azyla, Fidela, Burego, Rora, Eseja, Sudana czy Karego. 7-letni Jukon umarł na trasie, podobnie jak 6-letni Jordek. A to tylko niektóre historie. Historie zwierząt, pracujących w parku narodowym dla uciechy turystów i zysków właścicieli.
Trasa do Morskiego Oka to najliczniej odwiedzany szlak w polskich Tatrach. W 2018 roku bilety wstępu kupiło tu prawie 958 615 turystów (dane TPN). Najwięcej jest ich w szczycie sezonu – w sierpniu każdego dnia trasę pokonuje nawet kilkanaście tysięcy osób. Część – wozami konnymi, do których zarówno w upalne, jak i deszczowe dni, ustawiają się kilkusetmetrowe kolejki.
Na szczęście dla koni coraz więcej osób wybiera spacer, co w 2018 roku potwierdzali sami furmani. Do tatrzańskich legend przejdą zapewne sytuacje, w których „turyści” zaskoczeni mrozem i ciemnościami twierdzili, że utknęli nad Morskim Okiem, bo nie ma już koni, które mogą ich zwieźć w dół.
Tymczasem trasa do Morskiego Oka składa się z dwóch odcinków: 6,7 km asfaltowej drogi od parkingu na Palenicy Białczańskiej do Polany Włosienica, oraz 1,5 km odcinka szerokiego górskiego szlaku z Włosienicy do Morskiego Oka. Polskie organizacje, działające statutowo na rzecz zwierząt, od wielu lat walczą o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka. Sprawę zaczęli nagłaśniać przewodnicy tatrzańscy, którzy transport konny oglądali każdego dnia, prowadząc turystów w Tatry. W 2003 roku Jan Gąsienica Roj pisał: „Zwracam się głównie do dyrektora TPN i tych, którzy wydają zezwolenia i licencje wozakom. Na Palenicy Białczańskiej od wielu lat konie padają ze zmęczenia na drodze. (…) Jest to chyba jedyny park narodowy na świecie, gdzie zwierzęta są zamęczane pracą na śmierć”. Lokalna prasa donosiła wtedy, że jedna z turystek była świadkiem śmierci konia na trasie w 2003 roku. Wcześniej organizacje ochrony zwierząt i turyści informowali, że wozacy jednorazowo zabierają na wozy 25, a nawet 35 osób! Jednak apele, kierowane do Tatrzańskiego Parku Narodowego, nie przynosiły żadnego skutku.
Od początku wszyscy miłośnicy zwierząt zwracali uwagę, że konie w tym miejscu ciągną zbyt duży ładunek. Jan Gąsienica Roj już w 2003 roku sugerował skrócenie wozów o metr i zmniejszenie ilości pasażerów. Jednak pierwsze ekspertyzy hipologiczne nie potwierdzały tej tezy. Hipolog dr Maciej Jackowski obliczył, że konie na tej trasie bez przeciążenia mogą ciągnąć nawet 22 osoby! Jego późniejsze opinie również podkreślały, że koniom pracującym na tej trasie nie dzieje się krzywda. Okazało się, że opinie te obarczone są bardzo poważnymi błędami obliczeniowymi. Organizacje ochrony zwierząt informowały o tym dyrekcję Tatrzańskiego Parku Narodowego, ale urzędnicy nigdy nie zdecydowali się zweryfikować tych informacji.
Z tego powodu Fundacja Viva w 2013 roku postanowiła powierzyć obliczenie obciążenia koni specjaliście z dziedziny mechaniki. Dr Władysław Pewca dwukrotnie wykonał obliczenia – w obu przypadkach wynikało z nich, że konie ciągną zbyt duży ładunek. Na najbardziej stromych odcinkach trasy pracują na poziomie 300% normalnej siły uciągu. Również opracowanie hipologa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, dr hab. Ryszarda Kolstrunga, wskazywało na przeciążenia. To po jego publikacji TPN w 2014 roku zmniejszył ilość osób na wozie do 12 turystów i furmana. Dr Kolstrung pisał wówczas: „Siła konieczna do ciągnięcia pod górę pojazdu znacząco przekracza przedział siły normalnej dla analizowanej pary koni. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zmniejszenie dopuszczalnej liczby pasażerów do 12”. Nowy regulamin przewozów TPN dopuszczał jednak również dodatkowy przewóz pięciorga dzieci, czyli powiedzmy – 100 kg, oraz nieograniczonej ilości bagaży.
Niestety – wyniki ekspertyz Pewcy i Kolstrunga były zaniżone, ponieważ wozacy twierdzili, że wozy ważą zaledwie 540 kg. Dopiero w październiku 2014 roku, po licznych monitach ze strony organizacji pozarządowych, 3 przykładowe wozy udało się zważyć na homologowanej wadze towarowej. Najcięższy ze zważonych pojazdów ważył 798 kg, czyli o ponad 250 kg więcej, niż deklarowana przez wozaków waga. Można było zatem wnioskować, że zgodnie z założeniami dr. hab. Ryszarda Kolstrunga z 2013 roku przeciążenia koni wciąż występują i należy ponownie odciążyć wozy, by konie pracowały na trasie w warunkach zgodnych z ustawą o ochronie zwierząt. Organizacje ochrony zwierząt podkreślają, że aby konie pracowały w warunkach uciągu na poziomie siły normalnej należy zdjąć z wozu nawet około TONĘ ładunku, czyli 10 pasażerów.
Tego samego dnia, którego ważono wozy, wykonano też pomiary realnych sił, działających na wozy. Badająca je firma Eldex zaznaczyła jednak, że ze względu na trudności w podłączeniu czujnika pomiar obarczony był 30% błędem. Już kilka dni po badaniu Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami alarmowały, że pomiar ten obarczony jest grubym błędem i nie może być brany pod uwagę przy wykonywaniu kolejnych ekspertyz. Tatrzański Park Narodowy nie odniósł się jednak w żaden sposób to tych informacji i przekazał błędne wyniki badania hipologowi Ryszardowi Kolstrungowi w celu sporządzenia kolejnej ekspertyzy w sprawie pracy koni.
Jednocześnie Beata Czerska, prezes TTOnZ i mgr. inż. elektryk o specjalności automatyka i metrologia, dokonała obliczeń wg. schematu wcześniejszych, zaakceptowanych przez TPN ekspertyz, biorąc pod uwagę poprawną wagę wozu i wagę pasażerów, również sprawdzoną w dniu pomiarów. Okazało się, że zwierzęta ciągną na górę ładunek cięższy od ich sił normalnych o prawie tonę.
„To dla nas ostateczny dowód na nieprawidłowości w organizacji tego transportu, który musi przyjąć nie tylko prokuratura, ale także starosta tatrzański. Nie spodziewaliśmy się, że przeciążenia są aż tak duże. Ale to tylko dlatego, że nie wiedzieliśmy, ile naprawdę ważą te wozy i ile ważą ich pasażerowie” – mówił wówczas Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva!. Fundacja wezwała wówczas starostę tatrzańskiego do wydania zakazu wjazdu wozów konnych na trasę do Morskiego Oka. Do wezwania dołączyła ekspertyzy i wyniki pomiarów.
Hipolog Ryszard Kolstrung, niezależny ekspert Tatrzańskiego Parku Narodowego, dokonał kolejnych obliczeń na podstawie wadliwego badania oporów toczenia wozu, obarczonego 30% błędem. Z jego nowej opinii wynikało, że konie nie pracują ponad siły, co stało w jawnej sprzeczności z poprzednim opracowaniem naukowca. Ten bowiem najpierw stwierdził przeciążenia i na tej podstawie odciążono wozy o 2 osoby, a w kolejnym roku, kiedy okazało się, że wozy i pasażerowie są ciężsi nawet o kilkaset kilogramów – uznał w sposób pozbawiony logiki, że dobrostan zwierząt jest zachowany.
O „bezstronności” eksperta TPN może świadczyć fakt, że w prasie branżowej opublikował tekst o rzekomym dobrostanie koni z Morskiego Oka, opatrzony informacją: „Sfinansowane z Funduszu Promocji Mięsa Końskiego”. Kolstrung sugerował w nim finansowy interes osób walczących o konie: „Nagłaśnianie w sposób nieobiektywny przykrych wypadków dotyczących koni, „uczłowieczanie” koni i apele do „dobrych serc” postronnych osób, często niemających pojęcia o prawdziwej sytuacji, nieuprawnione szermowanie hasłami o „znęcaniu się” prowadzą do niekompetentnych komentarzy na forach internetowych. Ma to zapewne na celu także uzyskanie większych datków na różne fundacje prozwierzęce”. Co więcej – już we wstępie tegoż tekstu wyraźnie opowiedział się po jednej ze stron tego konfliktu: „Jak ciężko pracują konie na trasie do Morskiego Oka? Odpowiedź na to pytanie intryguje w Polsce wiele osób zatroskanych ich losem po nagonce medialnej rozpętanej przez przedstawicieli niektórych organizacji tzw. prozwierzęcych. Spektakularnym wyczynem było niezgodne z prawem zablokowanie trasy i przepychanka z fiakrami pokazana 9 listopada w kilku programach telewizyjnych”. Stawianie organizacji ochrony zwierząt w negatywnym świetle, poprzez sprytne nazywanie ich „tzw. prozwierzęcymi” i pisanie o „nagonce medialnej”, rzekomo “rozpętanej” przez ich przedstawicieli, jasno określa stanowisko eksperta, mającego pełnić rolę niezależnego naukowca.
Wszystkie opinie, dotyczące pracy koni z Morskiego Oka, zweryfikował na początku 2015 roku na prośbę dziennikarki TVP Kraków, Magdaleny Hejdy, prodziekan Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, dr hab. Grzegorz Cieplok. Zadaniem prodziekana było sprawdzenie poprawności wyliczeń i założeń ekspertyz. Potwierdziło się, że wiele z nich jest obarczonych błędami wynikającymi ze złych obliczeń sił uciągu lub błędnych założeń metodologicznych, co przez długi czas podkreślali działacze prozwierzęcy. Pozostaje wrażenie, że czegokolwiek by nie mówili – traktuje się te słowa jak histerię i z założenia odrzuca wszystko, powołując się na brak stopni naukowych i wykształcenia hipologicznego. Tymczasem okazuje się, że ci „histerycy” mają większą wiedzę na temat mechaniki i umieją poprawnie wyliczać obciążenia koni, w przeciwieństwie do utytułowanych hipologów.
„Prace doktora Macieja Jackowskiego zawierają błędy. Powiedziałbym nawet, że kardynalne” – tłumaczył prodziekan AGH Grzegorz Cieplok podczas debaty na temat przyszłości transportu konnego do Morskiego Oka, jaka odbyła się w Krakowie. Hipolog Maciej Jackowski w jednej ze swoich najwcześniejszych opinii obliczył, że na wozie mogą jechać 22 osoby. Z poprawionych obliczeń (przy założeniach o wadze pasażerów i wozu z tamtego czasu) wynika, że na wozie mogłoby jechać zaledwie 10 osób. Prodziekan AGH podkreślał, że wyliczenia Jackowskiego obejmują sam wóz z pasażerami, bez uwzględnienia siły samoprzenoszenia koni, czyli wysiłku, jaki konie muszą dodatkowo wygenerować, by same dojść do Morskiego Oka.
Prodziekan AGH potwierdził też to, co organizacje podkreślały od 2014 roku – dr hab. Ryszard Kolstrung posłużył się w ówczesnej opinii pomiarem obarczonym tak zwanym grubym błędem, sięgającym 30%. Grzegorz Cieplok podkreślał, że badanie to dało wyniki kompletnie nierealne: „Tam była zła technika pomiarowa. Taki pomiar poprawnie wykonany powinien dać błąd rzędu ułamka procenta. Ja bym tego jako materiału badawczego nie przyjął, a obliczenia oparte na tym pomiarze trzeba odrzucić”. Tymczasem hipolog bezkrytycznie zastosował te wyniki do napisania opinii, w której udowadnia, że konie z Morskiego Oka pracują w warunkach zachowania dobrostanu. Warto podkreślić, że od pierwszych pism organizacji ochrony zwierząt w sprawie tych błędów minęło wiele lat, a konie wciąż pracują na podstawie norm określonych wadliwą ekspertyzą.
W związku z weryfikacją opinii na temat pracy koni przez prodziekana AGH Fundacja Viva! wystąpiła do TPN o usunięcie ze strony internetowej Tatrzańskiego Parku Narodowego wadliwych ekspertyz i umieszczenie informacji, że przez wiele lat transport konny do Morskiego Oka i regulamin go dopuszczający odbywał się na podstawie wadliwych ekspertyz. W pisemnej odpowiedzi dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego, Szymona Ziobrowskiego czytamy: „Niestety nie widzimy podstaw, aby uwzględnić żądania”.
Po zdobyciu bezsprzecznych dowodów na nieprawidłowości w organizacji transportu Fundacja Viva! powiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez jego organizatorów, czyli dyrektora TPN, który tworzy regulamin i starostę tatrzańskiego, do którego należy droga. Prokuratura postępowanie umorzyła, a Fundacja zażaliła się na tę decyzję do sądu. Sąd Rejonowy w Zakopanem przychylił się do zażalenia. Argumentował, że zgodnie z ustawą winnym znęcania jest również ten, kto świadomie dopuszcza do zadawania przez inne osoby bólu lub cierpienia zwierzęciu i ten wątek należy dokładnie przeanalizować. Sąd zlecił też prokuraturze wykonanie szeregu czynności, w tym przeprowadzenia dowodów z opinii biegłych lekarza weterynarii, mechanika i behawiorysty. Organizacje ochrony zwierząt przez wiele lat podkreślały, że bez takich opinii organa ścigania nie są w stanie obiektywnie ocenić, czy na trasie dochodzi do łamania prawa.
Dr hab. Piotr Pawłowski, fizyk i pracownik Polskiej Akademii Nauk, na prośbę mgr inż. Beaty Czerskiej zapoznał się z dokumentacją dotyczącą pomiaru sił oporu wozu w dniu 23.10.2014 roku oraz z oceną tych pomiarów wykonaną przez prof. Ryszarda Kolstrunga w opracowaniu z dnia 05.11.2014. Po zapoznaniu się z tymi dokumentami sporządził wybitną opinię, obnażającą błędy dr. hab. Ryszarda Kolstrunga. Opinia została przez autora przesłana do TPN w sierpniu 2016 roku i do dziś pozostała bez odpowiedzi. Kluczową konkluzją jest stwierdzenie, że wyniki pomiarów wykonanych w dniu 23.10.2014 r. przeczą podstawowym prawom fizyki, nie są więc wiarygodne i z punktu widzenia zasad prowadzenia pomiarów fizycznych nie przedstawiają rzeczywistej wartości, ani nie uprawniają do wyciągania wniosków.
Pod koniec 2017 roku do Prokuratury Rejonowej w Limanowej wpłynęła opinia biegłego sądowego mechanika, który miał ocenić poprawność obliczeń, na podstawie których TPN dozwala na przewóz na trasie do Morskiego Oka 12 osób dorosłych, 5 dzieci i bagaży. Po zadaniu biegłemu dodatkowych pytań i wpłynięciu do PR opinii uzupełniającej w 2018 roku potwierdziły się zarzuty Fundacji Viva! i TTOnZ, że TPN opiera regulamin przewozów na błędnych obliczeniach swojego eksperta.
Prokuratura Rejonowa w Limanowej wyraziła zgodę na upublicznienie fragmentów opinii, nie zezwalając nam jednak na ujawnienie imion i nazwisk osób, których opinia dotyczy, bez ich zgody. Zgodę taką otrzymaliśmy od dr. Władysława Pewcy, który sporządził dwie opinie na nasze zlecenie, oraz od mgr inż. Beaty Czerskiej, która przeprowadziła liczne analizy w zakresie nieprawidłowych pomiarów i obliczeń.
Biegły sądowy stwierdza, że ekspert TPN popełnił w swojej opinii z 2014 roku szereg błędów:
– do sporządzenia opinii przyjął wagę wozu 702 kg, podczas gdy jeden ze zważonych wozów był znacznie cięższy – ważył 798 kg, co oznacza, że wartości sił potrzebnych na wyniesienie wozu z obciążeniem na wysokość 325 m oraz oporu toczenia będą większe niż obliczone dla lżejszego wozu, czyli użycie do obliczeń cięższego wozu będzie zwiększało ewentualne przeciążenie;
– badanie oporów toczenia wozu, wykonane jesienią 2014 roku, na którym ekspert TPN oparł swoją analizę, było wykonane z grubym błędem metody, czyli w sposób nieprawidłowy, co szczegółowo opisała w swojej opinii mgr inż. Beata Czerska. O tym, że pomiary te były nieprawidłowe i nie można na ich podstawie wyciągać żadnych wniosków, a tym bardziej formułować regulaminu, wielokrotnie informowaliśmy zarówno dyrektora TPN, jak i opinię publiczną;
– podczas obliczeń ekspert TPN przyjął błędne (zaniżone) dane dotyczące nachylenia drogi. Autor także pozostawił bez komentarza fakt pracy koni podczas zjazdu z góry;
– zjazd jest również energochłonny dla konia, ponieważ podczas zjazdu w dół wykonuje pracę wynikającą z przemieszczania siebie, oraz pracę wynikającą z hamowania wozu w celu utrzymania jego stałej prędkości jazdy. Pomimo zastosowania w wozach hamulców hamowanie na całej długości trasy w dół nie jest realizowane. W praktyce hamulce używane są tylko na najbardziej stromych odcinkach zjazdu, a przy mniejszych spadkach wóz hamowany jest przez konie. Zatem praca wykonywana przez konie przy zjeździe powinna być również uwzględniona przy szacowaniu całkowitej wykonywanej przez nie pracy;
– opinia dr. Władysława Pewcy i eksperta TPN z 2013 roku są prawidłowe pod względem obliczeń, ale w obliczeniach przyjęli oni wówczas nieprawidłową, znacznie zaniżoną wagę wozu. Chcemy tu podkreślić, że błędne założenie nie powstało z winy naszego eksperta, ale z faktu, że furmani i TPN zadeklarowali, że wozy ważą 540 kg. Dopiero po komisyjnym ważeniu wozów jesienią 2014 roku na wadze z homologacją okazało się, że są one cięższe od deklaracji furmanów nawet o około 250 kg;
– przyjęcie zaniżonej wagi pasażerów i masy wozu spowodowało niedoszacowanie (zaniżenie) ewentualnych przeciążeń.
Co wynika z opinii biegłego? Można na jej podstawie stwierdzić, że Fundacja Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami od lat opierają swoje wnioski dotyczące pracy koni na trasie do Morskiego Oka na faktach i mają co do nich rację. Ponieważ opinie dr. Władysława Pewcy i eksperta TPN z 2013 roku były poprawne obliczeniowo, a jedynie posiadały nieprawidłową wagę wozu – mgr inż. Beata Czerska już w 2014 roku zastosowała te same wzory do obliczeń, ale podstawiła do nich poprawne dane. Dzięki temu uzyskaliśmy poprawny wynik obliczeń, który wskazuje, że konie, zgodnie z regulaminem TPN, do góry ciągną o około tonę za dużo, czyli pracują w ogromnym przeciążeniu.
Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego zna treść opinii biegłego od kilku miesięcy. Prokuratura Rejonowa w Limanowej udostępniła ją zimą tego roku Ministerstwu Środowiska, a to poprosiło dyrektora parku o wyjaśnienia. Dyrektor Ziobrowski nie tylko nie usunął nieprawdziwej ekspertyzy ze strony TPN i nie zmienił regulaminu, dostosowując go do możliwości zwierząt, to jeszcze wciąż posługuje się nieprawidłową opinią swojego eksperta. Co najbardziej bulwersuje – mając wiedzę o licznych skandalicznych błędach w ekspertyzie hipologa z 2014 roku – przesłał ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, do którego złożyliśmy skargę na niezgodność regulaminu TPN z przepisami ustawy o ochronie zwierząt, jako dowód na prawidłowe unormowanie pracy koni na trasie do Morskiego Oka.